Ciekawi świata

[MANGA] Duże oczy i dziwne kolory włosów, czyli o japońskim komiksie

Komiks w Polsce od kilku lat przeżywa renesans. Na rynku pojawiają się coraz to ciekawsze tytuły, czytelnik ma znacznie większy wybór niż kiedyś, a wydawnictwa publikują już nie tylko to, co jest współcześnie popularne, lecz także zaznajamiają fanów z klasyką gatunku. Nie da się ukryć, że na najmocniejszą pozycję w księgarniach ma komiks amerykański, jednak dużą część polskiego rynku komiksu zajmuje komiks japoński. Tylko co to w ogóle jest?

Komiks japoński mangą zwany 

Japoński komiks inaczej nazywany jest mangą i kojarzy się przede wszystkim z ogromnymi oczami, za co odpowiedzialny jest Osamu Tezuka. Człowiek ten, nazywany „bogiem mangi” w latach 60. XX wiek zaczął rysować japońskie komiksy naśladując styl znany nam z kreskówek Disneya. Od tamtej pory duże oczy przylgnęły do komiksów z Japonii, ale nie wszyscy artyści podążają za tym stylem rysunku i wśród mang można trafić na bardzo realistyczną kreskę (przykładem niech będzie Naoki Urasawa, który zresztą jest odpowiedzialny za remake niektórych z dzieł Tezuki). Mangi są zawsze czarno-białe i oprócz charakterystycznego rysunku wyróżnia je sposób czytania, ponieważ czyta się je od prawej do lewej strony,

W Japonii komiks jest formą sztuki, ale także popularnej literatury. W środkach komunikacji miejskiej nie jest rzadkim widokiem poważny biznesmen z tomikiem mangi w dłoni. Podobnie jak w komiksach amerykańskich, te japońskie również często poruszają poważne tematy, a także potrafią być brutalne i pełne przemocy, niech więc nikogo nie zmylą duże oczy i urocze twarzyczki bohaterów. Mimo słodkich postaci część mang w żadnym razie nie jest przeznaczona dla młodego odbiorcy i w tym właśnie momencie warto wspomnieć o klasyfikacji.

Wydawnictwa mangi w Polsce i rynek

Wyobraź sobie: końcówka lat 90., ja, dzieciak z nosem przyklejonym do telewizora, oglądam Czarodziejkę z Księżyca na Polsacie i czuję, jakby ktoś otworzył portal do innego wymiaru. To był mój pierwszy kontakt z japońską popkulturą, iskra, która rozpaliła mangową gorączkę w Polsce. Rynek wystartował mniej więcej w tym czasie, a J.P. Fantastica (JPF) w 1996 roku wparowało na scenę jak shōnenowy bohater w dramatycznym momencie. Przynieśli nam Czarodziejkę z Księżyca, Akirę i – o matko! – Dragon Ball. Do dziś pamiętam, jak odkładałem kieszonkowe, żeby kupić te pierwsze tomiki JPF. Czułem się, jakby kawałek duszy Goku był mój.

W 1999 roku do gry weszło Waneko, zaczynając od Cześć Michael!, a potem zrzucając na nas bomby typu Naruto czy Death Note. Dziś polski rynek mangi to tętniący życiem bazar, gdzie swoje miejsce mają też Studio JG, Hanami, Kotori czy Dango, serwujące wszystko – od mainstreamowych hitów po niszowe perełki. Mamy blisko 1500 tytułów, a sprzedaż rośnie, napędzana przez księgarnie internetowe jak mangastore.pl czy swiatksiazki.pl. Niedawno dorwałem limitowaną edycję One Piece z holograficznym zakładką – to jak znaleźć skarb na Grand Line! Ale nie wszyscy są w siódmym niebie. Niektórzy fani kręcą nosem na spolszczone honoryfikatory („Kasia” zamiast „-san”) czy przewrócone strony w zachodnim stylu. Rynek jest jednak jak tęcza – od shōnenowych epopei jak Demon Slayer po dojrzałe seineny typu Berserk, każdy znajdzie coś dla siebie.

Polscy twórcy mangi

Polska to może nie Japonia, ale mamy swoich zapaleńców, którzy mieszają w mangowym kotle. Weźmy Katarzynę „Nekoi” Wasylak – jej webmanga Heart of the Abyss to miks japońskiej estetyki z polskim sercem, jak pierogi z nutką sushi. Spotkałem ją raz na konwencie – jej pasja była zaraźliwa, narysowała mi postać w pięć minut! Jest też Robert „Shigeno” Sienicki, który tworzy komiksy w stylu mangi dla Studio JG – jego prace to jak list miłosny do Shonen Jump. Polscy artyści szaleją na DeviantArt czy Instagramie, tworząc doujiny i fanarty. Śledzę Lunaris, której fanarty z Ataku Tytanów są tak dobre, że oprawiłbym je w ramkę. Ci ludzie brylują na konwentach, sprzedając swoje dzieła jak rockowe gwiazdy, i to dowód, że manga płynie w polskiej krwi.

Konwenty mangi w Polsce

Polskie konwenty mangi i anime to jak wejście do równoległego wszechświata, gdzie wszyscy są twoim typem dziwaka. Pyrkon, Magnificon czy Animecon to giganty, które przyciągają tłumy fanów żyjących mangą. Manga to tylko początek – cosplay kradnie show. Widziałem raz cosplay Leviego Ackermana tak idealny, że mało nie zasalutowałem. Cosplay Poland na Instagramie to kopalnia inspiracji; ich posty z Magnificonu 2025 to teraz hit na X.

Są też AMV – fani montują klipy z anime do muzyki, jakby kręcili hollywoodzkie hity. Zakochałem się w jednym AMV z Jujutsu Kaisen do Imagine Dragons; nadal mam je na playliście. Na stoiskach królują doujiny i fanarty, gdzie artyści sprzedają swoje wersje My Hero Academia czy Demon Slayer. Fandomy żyją pełną parą – zerknij na grupę Ataku Tytanów na X, gdzie trwa szał na fanfiki. Konwenty, opisywane na Konwentach Południowych, to miejsce, gdzie łączysz się z ludźmi nad mangą, spierasz się o najlepszego „best boya” i wracasz z torbą pełną merchu i wspomnień.

Rodzaje mangi

Istnieje pięć typów japońskiego komiksu w zależności od wieku i i płci odbiorcy. Dla najmłodszych są komiksy kodomo muke, dla młodych mężczyzn w wieku pomiędzy 18 a 30 lat dedykuje się mangi seinen, natomiast kobietom w wieku 20-30 lat mangi josei. Dla wielbicieli nastolatek z ich typowymi problemami i pierwszymi szkolnymi miłościami są mangi shōjo, natomiast fanom epickich walk i ratowania świata adresuje się mangi shōnen.

Oprócz tego manga dzieli się jeszcze na gatunki, których jest całe mnóstwo i konia z rzędem temu, kto spisze je wszystkie. Najważniejsze to:

  • ecchi – lekko erotyczne, często pokazujące bieliznę i nagie ciało z pominięciem części intymnych
  • hentai – zawierające sceny erotyczne i pornograficzne
  • shōjo-ai lub yuri – tematyka dziewczęcej miłości z wersji lekkiej i ostrzejszej
  • shōnen-ai lub yaoi – jak wyżej, tylko zamiast dziewcząt mangi traktują o chłopcach
  • mecha – bohaterami są ogromne, humanoidalne maszyny sterowane przez ludzi
  • maho shōjo – pomyśl o „Czarodziejkach z Księżyca”
  • issekai – kiedy ktoś z naszego świata trafia do świata gry lub fantasy
  • spocon – o życiu sportowców

Warto jeszcze wspomnieć, że animowane ekranizacje mang nazywane są anime. Niektóre z nich można obejrzeć nawet na Netflixie.

Przykłady mang dla każdego typu odbiorcy

Manga to jak szwedzki stół – każdy znajdzie coś dla siebie. Jako nastolatek pożerałem shōneny typu Naruto, marząc, że zostanę ninja (spoilerek: nadal nie jestem Hokage). One Piece? To moja obecna obsesja – przygody Luffy’ego to kwintesencja „znalezionej rodziny”, a ja jestem po tysiącu rozdziałów i nie żałuję ani minuty. Dla romantycznych dusz shōjo jak Czarodziejka z Księżyca (Usagi to moja bratnia dusza w chaosie) czy Card Captor Sakura (czysta magia i uczucia) to strzał w dziesiątkę. Kupiłem kuzynce Sailor Moon na urodziny, a teraz cosplayuje ją na każdym konwencie.

Jeśli lubisz mroczniejsze klimaty, seinen jak Berserk walnie cię w brzuch – historia Gutsa to średniowieczny koszmar, od którego nie możesz się oderwać. Monster Naokiego Urasawy? To psychologiczny rollercoaster; czytałem o 2 w nocy i zastanawiałem się, co ja robię ze swoim życiem. Dla pań josei jak Nana chwyta za serce historiami o przyjaźni – płakałem nad tymi stronami, jakby to moja kumpela się wyprowadzała. Dzieciaki też mają swoje kodomo – Pokémon Adventures czy Doraemon to czysta frajda. A dla tych, co lubią pikantne klimaty, ecchi jak Nozoki Ana czy brutalne Gantz podkręcają temperaturę, ale lepiej nie czytać przy rodzinnym obiedzie.

Manga cyfrowa i webmangi

Cyfrowa manga to moja grzeszna przyjemność – scrolluję Crunchyroll albo Manga Plus o północy, nadrabiając Kaiju No. 8 sekundę po premierze w Japonii. W Polsce Waneko Digital i Manga Reader to rewolucja, oferując klasyki obok webmang, takich jak Lore Olympus – to jak grecka mitologia w neonowej telenoweli. Polskie webmangi, jak Heart of the Abyss na Webtoon, też dają radę; jestem uzależniony od tego klimatu. Pionowy format webmang to strzał w dziesiątkę na telefon, choć przyznam – nic nie przebije zapachu świeżego tomiku One Piece. Cyfra rośnie w siłę, ale my, kolekcjonerzy? Gromadzimy fizyczne mangi jak smoki złoto.

Co stoi za popularnością mangi?

Japońska kultura dotarła do Polski stosunkowo późno, jednak w ciągu kilku lat prawdziwie rozwinęła skrzydła. Pierwsze mangi były publikowane przed studio JPF i to właśnie jedna z pozycji wydanych przez to wydawnictwo przyniosła prawdziwą popularność japońskiemu komiksowi. Mowa o Sailor Moon, które święciło prawdziwe triumfy na ekranach telewizorów, naturalnym krokiem było więc wydać wersję papierową. Sailor Moon spowodowało boom na wszystko, co japońskie, a manga tylko popchnęła tę fascynację dalej.

Od tamtego czasu na polskim rynku pojawiały się też i czasopisma poświęcone nie tylko komiksowi, ale i kulturze japońskiej w ogóle. W kraju organizowane są konwenty stricte dla miłośników kultury japońskiej, np. Magnificon w Krakowie, a na każdym konwencie fantastycznym manga ma swój własny, dumny kącik.

Ale czemu tak właściwie kochamy te komiksy? Oprócz tych wszystkich argumentów przemawiających za kochaniem popkultury w ogóle, manga ma jeden as w rękawie: dzięki mnogości tomów w jednej serii (najdłuższa manga ma 185 tomów!) losy swoich ukochanych bohaterów możemy śledzić bardzo długo, czasami nawet razem z nimi dorastając.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Strona korzysta z plików cookies, aby korzystać z naszego portalu zaakceptuj - politykę prywatności.

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close