Odkrywamy Uniwersytet Dolnośląski DSW – wrocławski skarb z charakterem
Uniwersytet Dolnośląski DSW we Wrocławiu to jedno z tych miejsc, które intrygują – trochę jak zagadka do rozwiązania. Postanowiłem zanurkować w temat, dowiedzieć się, co to za uczelnia, skąd się wzięła i czy faktycznie jest taka fajna, jak niektórzy gadają. Wynik? To był niezły spacer po akademickim podwórku – pełen niespodzianek, odrobiny chaosu i garści inspiracji. Rozsiądźcie się wygodnie, bo zabieram Was na luźną pogawędkę o DSW – bez sztywniactwa, za to z otwartą głową i szczyptą humoru.
Skąd się wzięło DSW? Historia z ludzką twarzą
Każda dobra historia ma swój początek, więc zacznijmy od korzeni. DSW, kiedyś znane jako Dolnośląska Szkoła Wyższa, wystartowało w 1997 roku we Wrocławiu. Założyło je Towarzystwo Wiedzy Powszechnej, co brzmi jak ekipa z misją niesienia oświaty pod strzechy – i trochę tak było. Od samego początku chcieli stworzyć miejsce, gdzie studenci nie tylko wkuwają, ale mają coś do powiedzenia. Akademicka utopia? Może odrobinę, ale brzmi dobrze.
Pamiętam, jak kiedyś kumpel opowiadał mi o swojej pierwszej uczelni – mały ośrodek, gdzie wszyscy się znali. DSW zaczynało podobnie – skromne 300 osób na starcie. A teraz? Po ponad 25 latach to już inna bajka. W kwietniu 2023 roku zmienili szyld na bardziej wypasiony – „Uniwersytet Dolnośląski” – i dorobili się pełnych uprawnień akademickich. Mogą nadawać doktoraty i habilitacje w ośmiu dziedzinach! Z małej firemki wyrosła machina edukacyjna dla prawie 7000 studentów. Jak na niepubliczną uczelnię, to wynik, który robi wrażenie. Nieźle się rozkręcili, co?
Oferta – jak w sklepie z cukierkami
Kiedy zajrzałem do oferty DSW, poczułem się jak dziecko w sklepie ze słodyczami – jest w czym wybierać! Nie ma tu miejsca na nudę. Klasyki typu pedagogika czy psychologia? Są. Ale są też perełki, które przyciągają jak magnes – na przykład „media kreatywne: game design, animacja, efekty specjalne”. Serio, jeśli kiedykolwiek marzyłeś, żeby zaprojektować grę albo machnąć animację jak z Pixara, to może być Twój bilet. Dla bardziej przyziemnych dusz są logistyka, administracja, a nawet bezpieczeństwo wewnętrzne – brzmi jak coś dla przyszłych bohaterów.
Do tego ponad 100 kierunków podyplomowych! To jak akademicki Netflix – każdy znajdzie coś dla siebie. Elastyczność to ich mocna strona – możesz studiować stacjonarnie albo zaocznie, co ratuje życie, jeśli pracujesz. Programy są autorskie, często nagradzane, i ponoć stawiają na praktykę. Weźmy „komunikację wizerunkową” – uczą, jak ogarnąć PR i budować markę. Kiedyś sam próbowałem swoich sił w czymś podobnym na kursie online i powiem Wam – to nie takie hop-siup, ale mega przydatne.
DSW ma też asa w rękawie – współpracę z prawie 100 uczelniami w ramach Erasmusa+. Wyobraź sobie semestr w Hiszpanii albo Norwegii – brzmi jak plan! A sprzęt? Studio nagrań, laboratoria, pracownia motion capture – to nie są zabawki z kiosku. Wygląda na to, że chcą być na fali, a nie tylko odcinać kupony.
Osiągnięcia – nie tylko pic na wodę
DSW nie jest cichą myszką w kącie. Od 17 lat króluje wśród dolnośląskich niepublicznych uczelni w rankingu „Perspektywy”. W 2022 roku zajęli 9. miejsce w Polsce – chapeau bas! Dostali kategorię A za badania naukowe, a do tego ponad 60 projektów badawczych, w tym 14 międzynarodowych. Budżet? Miliony złotych. To nie są żarty – uczelnia chce grać w pierwszej lidze.
Lubię takie smaczki jak ich teatr akademicki czy galeria sztuki. W czerwcu 2024 seniorzy z Dolnośląskiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku (też pod DSW) wystawili dwa spektakle. Wyobraź sobie babcie i dziadków na scenie – to musiało być złoto! Takie międzypokoleniowe akcje to dla mnie strzał w dziesiątkę – pokazują, że DSW myśli poza schematem.
Co słychać u studentów? Opinie z pierwszej ręki
No dobra, ale jak to wygląda w praniu? Przejrzałem opinie studentów i absolwentów – i tu się zaczyna jazda bez trzymanki. Jedni pieją z zachwytu: „Wykładowcy jak kumple, atmosfera na luzie, a sprzęt pierwsza klasa”. Ktoś chwalił, że stypendia są do ogarnięcia, a zjazdy co dwa tygodnie to błogosławieństwo dla zapracowanych. Brzmi jak akademicki raj.
Ale nie wszyscy mają różowe okulary. Organizacja? Dla niektórych to istny dom wariatów – zajęcia odwołane w ostatniej chwili, dziekanat wiecznie zawalony, a plany zajęć jak łamigłówka. „Czesne jak za złoto, a jakość średnia” – taki tekst też się przewinął. Jeden gość pisał, że jego promotor rzucił: „Rób, co chcesz, to Twoja praca”. No, dzięki za wsparcie, co? Są też głosy, że po DSW pracodawcy czasem patrzą z ukosa, jakbyś był tym, co nie załapał się na UWr. Trochę boli, ale to pewnie zależy od fachu.
Zabawne, że opinie różnią się jak dzień i noc w zależności od kierunku. „Media kreatywne” czy „informatyka” zbierają laury za praktykę, ale „pedagogika” czy „UX Design” czasem obrywają za chaos. Wygląda na to, że na DSW to trochę loteria – trafisz na super kadrę albo na minę.
Kadra i klimat – kto tu trzyma stery?
Kadra to prawie 200 osób – połowa na pełnym etacie, w tym specjaliści z krwi i kości. Prof. Ewa Kurantowicz niedawno zgarnęła tytuł profesora – szacunek! Ale studenci czasem narzekają na takich, co „odwalają pańszczyznę”. Klasyka – na każdej uczelni się trafi.
Atmosfera? Dla jednych DSW to ciepłe gniazdko, gdzie wszyscy się znają. Dla innych – biurokratyczny koszmar. Seniorzy z Trzeciego Wieku chwalą klimat, ale młodzi czasem błądzę w papierkowej dżungli. Mam wrażenie, że DSW ma zadatki na chillowe miejsce, tylko czasem coś im się sypie w tej układance.
Moje dwa grosze – warto czy nie?
Po tym wszystkim czuję, że DSW to uczelnia z pazurem – ma ambicje, potencjał i kilka asów w rękawie, ale nie jest bez skazy. Jeśli szukasz praktyki, elastyczności i niszowych kierunków, to może być Twój strzał w dziesiątkę. Rankingi, sprzęt i Erasmus+ to mocne karty. Ale jeśli jesteś fanem porządku i ręki na ramieniu, możesz czasem złapać się za głowę.
To taki akademicki rollercoaster – raz na górze, raz na dole, ale chce być czymś więcej niż taśmową produkcją dyplomów. Dla mnie to miejsce dla tych, co mają jaja i wiedzą, czego chcą. Zapisałbym się? „Media kreatywne” brzmią jak coś, co mogłoby mnie wciągnąć – może kiedyś zaprojektuję grę o akademickim chaosie! A Ty co myślisz? Daj znać, jeśli miałeś z DSW do czynienia – chętnie posłucham Twojej wersji tej historii!